Dwa tygodnie temu byliśmy na weselu. Powszechnie wiadomo, że taka impreza jest sprzyjającą okazją do uzupełnienia garderoby! Z radością, bez zbędnego tłumaczenia się swojej drugiej połowie, można zatopić się w czeluściach galerii handlowych w poszukiwaniu wymarzonej kreacji!
Można, ale nie tym razem! Postanowiłam zaoszczędzić sobie wycieczek po sklepach w poszukiwaniu sukienki, która będzie pewnego rodzaju kompromisem pomiędzy tym, co chciałabym na siebie włożyć, a tym co jest dostępne do włożenia. No i miałam w domu bardzo fajną tkaninę, z której wymarzyła mi się sukienka.
NO i się zaczęło! Od pomysłu do realizacji daleka droga, w dodatku wyboista ;) Wykrój z Burdy, z którego korzystałam, teoretycznie miał być prosty. No i w sumie był, ale największą zmorą okazało się upilnowanie wzoru na tkaninie. Musiał się po prostu dobrze ze sobą poskładać. Zygzak do zygzaka ;) Po dwóch dniach nieudanych prób układania na tkaninie poszczególnych części wykroju dopadła mnie chwila zwątpienia i przygotowałam sobie w razie czego sukienkę awaryjną. Wytrwałość została jednak nagrodzona i udało się! Kiecka się sprawdziła i na pewno jeszcze nie raz po nią sięgnę :)