Lubię mierzyć się z wyzwaniami i uczyć się nowych rzeczy. Sama sobie wynajduję takie zadania. Rozwijam się dzięki nim i dostaję pozytywnego kopa motywacyjnego. Hmm może jestem niespełnionym naukowcem. Kto wie. Tym razem nie musiałam się za bardzo głowić, życie zweryfikowało moje plany i samo podsunęło mi wyzwanie.
Około czterech lat temu kupiliśmy z mężem kanapę do świeżo wyremontowanego salonu. Zakochałam się w tym meblu od pierwszego wejrzenia. Bardzo mi się spodobał. Do tego stopnia, że przed zakupem wyłączyłam swój zdrowy rozsądek i odpuściłam sprawdzenie tak trywialnej rzeczy, jak materiał, który pokrywa moją kanapę. Co to jest, jaką ma wytrzymałość itp. Pół roku temu, wykonana z ekoskóry,  kanapa zaczęła się łuszczyć w miejscach najczęściej używanych. Czyli na tam gdzie siedzimy i opieramy się. Internety powiedziały, że to tworzywo tak ma, a przypadkowo spotkany tapicer stwierdził - Ponad trzy lata? To i tak długo wytrzymała. 
Zrobiliśmy bilans kosztów. Wynajęcie tapicera, który by zreperował kanapę, kosztowałoby tyle co zakupienie nowego mebla. A ja nowego nie chciałam! Moja kanapa jest mega wygodna i nie oddam jej nikomu. I wtedy pojawił się ten szalony pomysł: Może zrobimy to sami? To znaczy: ja uszyję nowe pokrowce, a mój mąż zajmie się obiciem i nałożeniem ich na sofę. Klamka zapadła.
Wymierzyłam kanapę. Kupiłam materiał. Mąż zdemontował poszczególne części. Przy tydzień mieliśmy salon w rozsypce, ale się udało. Dziś, pisząc tego posta, dumna wciągam nogi na naszej odnowionej kanapie. Zapraszam na oględziny :)

Tak wyglądała stara kanapa, a właściwie to, co z niej zostało:








A tu po odnowieniu :) 




Brak komentarzy: